Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 8


- Spokój! - uderzyłem otwartą dłonią w stół.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu zamarli.
- Tak lepiej. - burknąłem pod nosem i dodałem głośniej. - Emanuel Sparks był łowcą aniołów.
Spojrzałem na Alec'a.
Wydawał się przybity całą tą sprawą.
- Musimy się dowiedzieć, jaki interes w zabijaniu go miała nasza matka i dlaczego to robił. Mamy mało czasu, bo atak może nastąpić w każdej chwili.
- Ja się tym zajmę. - niespodziewanie odezwała się Kat.
- Nie. - odezwaliśmy się równocześnie z moim bratem.
Dziewczyna przewróciła z rozbawieniem oczyma.
- Idziesz z Laylą i Johnem i badają twoje moce po powrocie. - odparłem. - Może masz jakieś dodatkowe zdolności, które nam się mogą przydać. Cała reszta idzie ćwiczyć, no może oprócz Susan. Mamy do pogadania.
Gdy już znaleźliśmy się w moim gabinecie, skinąłem by usiadła na krześle.
Susan przycupnęła na jego brzegu.
- Pewnie chcesz wiedzieć dlaczego tu się znalazłam. - odparła. - Trochę się dziwię, że sam na to nie wpadłeś.
Uniosłem brew do góry.
- Oświeć mnie więc. Co jest powodem twojego zdziwienia?
- Nazwisko.
- Nazwisko?
- Susan Sparks. Sparks. Mówi ci coś?
- To nazwisko Emanuel'a.
Mój mózg niemal od razu zaskakuje.
- Ty...
Nim się spostrzegam rzuca się na mnie.
Robię szybki unik i wpadam na...
- Co tu się... - Jamie'mu głos grzęźnie w gardle.
Susan jednak nie rezygnuje i ponownie atakuje.
- Niesamowite. - zaczyna się śmiać.- Udało mi się. Naprawdę mi się udało. Przez tyle lat się nie skapnęliście, że jestem syreną. Pani będzie zadowolona.
Po tych słowach zniknęła.
Dosłownie.
Rozpłynęła się w powietrzu.

Jamie

- Nawet mnie nie  powstrzymuj. - syczę w kierunku mojego brata, równocześnie rozbijając wazon na pobliskiej ścianie.
- Nie zamierzam. - coś w jego tonie sprawiło, abym się ostudził.
- Jest aż tak źle? - zniżyłem głos do szeptu.
- Gdyby była jakaś skala, to bylibyśmy mistrzami. Osiągnęliśmy dno, dna.
Nagle w mojej głowie rozbłysnął mała iskierka nadziei.
- A jest jakaś szansa, że to nie Elex jest jej szefową.
- Zamontowałem jej kamerkę, po tym jak tu dołączyła i już zdążyłem się zorientować, gdzie teraz przebywa.
- To na co jeszcze czekamy? - doskoczyłem do niego. - Pora działać. Gdzie ona przebywa?
Zbladł.
- Powiedz. - położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Dolina umarłych.
Zadrżałem.
- To jedyne miejsce, które...
Przerwał.
Nie musiał kończyć.
Zbyt dobrze znałem charakter tego miejsca...

Godzinę później siedziałem na ławce w parku niedaleko bazy.
- Mogę się dosiąść? - głos Kat wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co ty tu robisz?

Kat

Siedział tam.
Samotny.
Zgarbiony.
Zbliżyłam się do niego.
- Mogę się dosiąść?
Jego twarz była nieprzenikniona.
- Co ty tu robisz? - w jego głosie dało się słyszeć... rezygnacje.
- Martwiłam się. - wyszeptałam.
- I powinnaś. - podniósł głowę, by na mnie w końcu spojrzeć. - Jesteśmy w czarnej dupie.
- Martwię się o ciebie. - sprostowałam. - Susan...
Nie zdołałam dokończyć bo mi przerwał.
- Jest w miejscu, które rządzi się swoimi prawami, z którego się nie wraca. Chyba że, ono tego chce.
- I ty chcesz tam iść. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. -Jeśli ktoś tam pójdzie to tylko ja.
Jamie zerwał się gwałtownie z miejsca i chwycił mnie za ramiona.
- Nie! - potrząsnął mną. - Nie, nie i jeszcze raz nie. To ja dałem się jej omamić, to wszystko przeze mnie. Jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł Cię po raz kolejny stracić. - ostatnie zdanie wyszeptał.
- Ja też nie mogę Cię stracić. - wyszeptałam.
- Przykro mi. - odwrócił się szybko i odszedł.
Po moim policzku popłynęła samotna łza, którą szybko starłam.
Nie pozwolę mu zginąć!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Susan powraca!!!

Ostatnio widzieliśmy ją, gdy jechała z Paulem na biwak w pierwszej części. Teraz z postaci epizodycznej, stanie się dosyć istotną postacią. Zostanie wtajemniczona w sprawę przez... A to zobaczycie wkrótce...

Rozdział 11

Layla - Czyli podsumowując, nadal nic nowego się nie dzieje. - prostuje się na krześle i spoglądam z lekką drwiną na Paula. - Przecież wiesz że, Dolina Umarłych rządzi się swoimi prawami. - A jeśli nie? - do głowy nagle wpada mi pewien pomysł. Anioł mierzy mnie sceptycznych spojrzeniem. - Jaki masz tym razem genialny plan, hm? Twoje ostatnie jakoś nic nie dały. - Bo umknęła mi i nam wszystkim pewna istotna rzecz. Co jeśli ta kraina jednak nie żyje sama z siebie, a z polecenia kogoś? Może ten ktoś chce byśmy myśleli że, jest inaczej? Jeśli to prawda to można jakoś ten cały twór zniszczyć. Nie mamy nic do stracenia. - Jestem za. - ku mojemu zaskoczeniu, z krzesła podnosi się Nathaniel. Ostatnio podpadł prawie wszystkim Strażnikom ponieważ, we wszystkim ślepo przyznawał rację mojemu kuzynowi. Nim zdążę to jakoś skomentować, głos zabiera kolejna osoba. - Ja też. - Alec kiwa głową i hardo wpatruje się w naszego szefa. W ślad za nim idzie cała sala, w tym Jensen z Johnem. Czuj...