Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 10

Jamie

Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, obowiązkową książką do przeczytania była "Historia Strażników".
Opisywała ona wszystko o nas.
Narodziny pierwszego z nas.
Jego genialne pomysły.
Stworzenie run.
Sposoby walki.
Rodzaje wrogów.
Inne światy.
Opisywano je z dokładnością księgowej.
Skąd ja wiem kto to...
Eh...
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zabrakło jednego.
Doliny Umarłych.
Zaraz po wylądowaniu znalazłem się we... mgle.
Gdzie nie spojrzę - tam ona jest.
Wszędzie.
Zaciskam rękę na broni i nasłuchuję idąc powoli przed siebie.
Co prawda mam na sobie run Słuchu, jednak dookoła panuje cisza i na nic mi się on nie zdaje.

Kat

Ląduje w samym środku...
W samym środku burzy piaskowej.
Momentalnie do moich oczu wlatuję pełno piachu.
Wiatr jest tak mocy że, wlatuje mi gdzie tylko może.
Do uszu, nosa...
Nagle wśród tego całego zamętu słyszę potężny huk.
Fala uderzeniowa jest tak duża że, momentalnie lecę do tyłu.
Jednak zamiast poczuć pod plecami piasek, zdaje mi się że jednak nadal unoszę się w powietrzu.
Powoli próbuje ruszyć ręką, jednak ona ani drgnie.
Podobnie jak reszta ciała.
Co jest? - myślę, a moje ciało ogarnia panika.
Nagle ni stąd, ni zowąd przed oczami pojawia mi się moment mojego pierwszego spotkania z Jamie'm.
To było wtedy na dziedzińcu szkolnym.
Ułamek sekundy przed moją utratą przytomności i przeniesieniu się do krainy Strażników.
Nagle czuję fale ciepła, która się ze mną zderza i tracę przytomność.

Paul

- Przykro mi, że złamiesz obietnice.
Chwilę potem już jej nie ma, a portal się zamyka.
Wracam do biura i za bardzo nie wiem co ze sobą zrobić.
Chodzę tam i z powrotem do momentu, aż nie przerywa mi pukanie do drzwi.
- Proszę. - burczę pod nosem.
Do pomieszczenia wchodzą dwie osoby, których najmniej się spodziewałem zobaczyć.
Najsilniejszy wśród Strażników opiera się niedbale o ścianę mierząc mnie spojrzeniem od stóp do głów, a Alexander patrzył na mnie ze wściekłością w oczach.
- Jak mogłeś? -rzuca ten drugi.
Unoszę pytająco brew.
- Ty już dobrze wiesz. - parska Alec. - Po pierwsze to nic mi, przepraszam, nam wszystkim nie mówisz, a...
- Jemu chodzi o to, że działasz za naszymi plecami, coś tam kombinujesz, a potem znika trójka naszych. Susan, Jonathan i Katherine. - do rozmowy wtrąca się dotychczas milczący Jensen.
W mgnieniu oka jestem przy nim i dociskam go do ściany.
- Po pierwsze Susan nie jest jedną z nas. To zdrajczyni. Zdradziła wszystkich i nas szpiegowała dla obcej istoty. Dlatego Jamie wraz z Kat poszli za nią w pościg. - to powiedziawszy rozluźniam uścisk, a szatyn wyrwał się z mojego uścisku.
- A ty co chcesz wiedzieć? - zwracam się do naszej świeżynki.
- Wszystko o ojcu. Nadal nie rozumiem dlaczego tu jestem, co miał z tym wszystkim wspólnego.
- Usiądź. - mówię zrezygnowanym tonem.
- Postoje. - chłopak prychnął.
Obróciłem się twarzą do okna i zacząłem opowiadać.
Od początku.
Od samego początku.
- Jak już wiesz, nie istnieje coś takiego jak "normalny świat". Jest pełen magicznych i nadprzyrodzonych istot. Strażników, ich przeciwników-Tranmanów, Aniołów, Czarowników, Czarodziei i innych.
Twój ojciec należał do tych ostatnich.
Był bardzo potężny.
Normalnie większość z nich działa dla dobrej strony.
Leczą chorych, pomagają słabszym, bronią dyskretnie ludzi.
Trochę jak Strażnicy, ale działają na szerszą skale w świecie magi, nie ziemskim.
Ale Emanuel Jackson do nich nie należał, on...
- Mój ojciec był dobrym człowiekiem. - przerwał mi zdenerwowany Jackson Jr.
- Czyżby? - zmroziłem go wzrokiem. - Nie przerywaj mi. On nie był taki jak reszta. Niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Ale nie od razu. Wszystko się zmieniło, gdy odkrył, że krew Aniołów, a w szczególności martwych zwiększa moc, często dodaje nowych i jak się wie co z nią zrobić można niestety czynić złe rzeczy.
Zaczął je zabijać masowo.
Mówiłeś, że miał kolekcje piór.
Anielskich oczywiście.
Wywar z nich tworzy syrop wydłużający życie.
Powiedz mi, ile on miał lat. - zwracam się do Aleca.
- Nie wiesz tego? - spytał kpiąco. - Aż dziw.
Zbyłem jego uwagę mimo uszu i wpatrywałem się w niego dalej.
- Tak więc?
- Sześćdziesiąt siedem. - burknął.
- W rzeczywistości był o wiele starszy. Miał ze sto lat. Esencja życiowa jego ofiar pozwoliła mu dłużej żyć, bez efektu dalszego starzenia się. Nie powiem by, łatwo było dojść do tych informacji, ale opłacało się.
Teraz już wiemy dlaczego kobieta która, miała ciebie w brzuchu przez trzy miesiące go zabiła.
To chyba było za dużo dla niego.
Z jego twarzy momentalnie odpłynęła cała krew i wpatrywał się we mnie tępym wzrokiem.
Trwało to dosyć długo, dlatego Jensen potrząsnął nim.
- Ta wiedźma co nas niedawno zaatakowała i chciała mnie zabić to moja matka?
Skinąłem głową.
- Ona o tym nie wie i dobrze by było dla wszystkich, gdyby tak zostało. Najwidoczniej twój ojciec wiedział, że w tej historii będziesz bardzo ważny. Elisabeth musiała odkryć, że coś nie gra z twoim ojcem i go wyeliminowała biorąc wszystko dla siebie. Jest gorzej niż myśleliśmy. Jeśli do krwiobiegu Alice dostała się również esencja Anioła to jest źle. Bardzo źle.

Jamie

Zaciskam rękę na broni i nasłuchuję idąc powoli przed siebie.
Co prawda mam na sobie run Słuchu, jednak dookoła panuje cisza i na nic mi się on nie zdaje.
Nagle mgła znika.
Ląduje na chodniku.
Przed dobrze znaną mi konstrukcją.
Przed domem Eleny.
Serce mi zamiera, gdy widzę swojego młodszego siebie wychodzącego z budynku.
- Uspokój się. - ganiam się w myślach. - To tylko iluzja.
Gdy moje alter ego wpada na mnie, odrzuca mnie do tyłu, a pod plecami czuję drewno.
Odwracam się gwałtownie i spoglądam pod nogi.
Stara drewniana podłoga, a nad nią jak się okazuje chwilę później, coś w rodzaju sklepu górskiego.
- Witamy w stolicy. - rozlega się za mną męski głos.

Kat

Budzę się w jakimś starym łóżku.
Czym prędzej z niego wyskakuję i chwytam po broń leżącą na krześle.
Ktoś kto mnie ugościł, nie trudził się by mnie przebrać w pidżamę za co dziękowałam Górze.
Zbiegłam szybko po schodach i wybiegłam przed dom.
Tyle że zamiast znajdować się na chodniku, stałam na dziedzińcu szkolnym i spostrzegłam obok siebie swoją kopię otoczoną wianuszkiem dziewcząt.
Ale ja byłam pusta...
Gdy wróciłam spojrzeniem do siebie, nie było mnie tam gdzie stałam.
Podchodził do mnie Jamie.
Jednak nie było mi dane zobaczyć kontynuacji.
Wyrzuciło mnie wprost na...
Na scenę w jakimś opuszczonym teatrze.
Widownia, jaki i podest na którym leżałam był pusty.
Nagle podskoczyłam gwałtownie.
- Witamy w stolicy. - odezwał się męski głos nade mną.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Susan powraca!!!

Ostatnio widzieliśmy ją, gdy jechała z Paulem na biwak w pierwszej części. Teraz z postaci epizodycznej, stanie się dosyć istotną postacią. Zostanie wtajemniczona w sprawę przez... A to zobaczycie wkrótce...

Rozdział 11

Layla - Czyli podsumowując, nadal nic nowego się nie dzieje. - prostuje się na krześle i spoglądam z lekką drwiną na Paula. - Przecież wiesz że, Dolina Umarłych rządzi się swoimi prawami. - A jeśli nie? - do głowy nagle wpada mi pewien pomysł. Anioł mierzy mnie sceptycznych spojrzeniem. - Jaki masz tym razem genialny plan, hm? Twoje ostatnie jakoś nic nie dały. - Bo umknęła mi i nam wszystkim pewna istotna rzecz. Co jeśli ta kraina jednak nie żyje sama z siebie, a z polecenia kogoś? Może ten ktoś chce byśmy myśleli że, jest inaczej? Jeśli to prawda to można jakoś ten cały twór zniszczyć. Nie mamy nic do stracenia. - Jestem za. - ku mojemu zaskoczeniu, z krzesła podnosi się Nathaniel. Ostatnio podpadł prawie wszystkim Strażnikom ponieważ, we wszystkim ślepo przyznawał rację mojemu kuzynowi. Nim zdążę to jakoś skomentować, głos zabiera kolejna osoba. - Ja też. - Alec kiwa głową i hardo wpatruje się w naszego szefa. W ślad za nim idzie cała sala, w tym Jensen z Johnem. Czuj...