*Jonathan*
- Jak to nie dotarła do bazy!? - Paul trzasnął rękoma o stół, gwałtownie wstając z krzesła.
Szatyn zaczął krążyć po pomieszczeniu niczym dzikie zwierzę.
- To nie wszystko. - zacząłem ważyć słowa, bojąc się wybuchu złości mojego brata.- O czym ty mówisz? - zatrzymał się niespodziewanie na środku pomieszczenia.
- Wiadomo kto stał za porwaniem.
Anioł, zmierzył mnie wzrokiem przepełnionym rządzą mordu.
- Gadaj. - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Nasza matka.
* * *
*Alice*
Obudził mnie przeszywający ból głowy.
Ból był tak nieznośny że, zajęło mi dłuższą chwilę, nim przypomniałam sobie co się wydarzyło.
Jad tranmanów.
Kreatywnie.
Nie powiem...
Zanim jednak zdążyłam się zastanowić kim jest mój oprawca, sam zdążył się ujawnić.
- Witaj kochana. Co tam u mojego kochanego syna Paula?
Elizabeth Elex.
- A pani nie powinna być martwa? - wypaliłam bez zastanowienia.
Kobieta wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Nawet zaczynam cię lubić. - odparła gdy, już się uspokoiła. - Ale niestety, już niedługo staniesz się moją prywatną maszyną do zabijania Strażników.
- Chyba śnisz! - zaczęłam się drzeć na całe pomieszczenie. - Co ci to niby da? Nigdy na to nie pozwolę!!!
- Kochanie. - ukucnęła przede mną, przybierając łagodny, matczyny ton. - Wystarczy, że ja sobie na to pozwolę. Bo widzisz... To mi bardzo wiele da. Gdy już wprowadzę do twojego krwioobiegu, mieszankę mojej krwi z krwią zablokowanych aniołów, wraz z resztkami krwi mojego męża staniesz się kimś mocnym. Kimś, komu nie są potrzebne uczucia. Będziesz odporna a działania Strażników. To tyle na wstępie. Czas się brać do roboty.
Po chwili igła ze strzykawki, znalazła się w moim ciele.
Komentarze
Prześlij komentarz