*Alexander*
Zamiast na stypę, skierowałem się do domu.
Potrzebowałem nieco czasu dla siebie.
Miałem tego wszystkiego dosyć.
Ostatnie pół roku, było dosyć męczące i trudne.
Dziwne osłabienia ojca, brak chęci leczenia z jego strony, a na końcu jego śmierć na safari, bo obsługa nie zabezpieczyła dobrze pojazdu.
W życiu uczuciowym mi też nie szło.
Mój sześcioletni związek rozpadł się z dnia na dzień i...
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
Ciotka Meryl.
No, będzie ciekawie.
- Alexander. Jak mogłeś? Najpierw to spóźnienie, teraz stypa. Zawiodłeś mnie. Czas nauczyć się odpowiedzialności. Już ze mną nie mieszkasz.
Nim udało mi się dojść do głosu, rozłączyła się.
Cholera.
Tak się kończy dobroć do drugiego człowieka.
Dwa lata temu, kiedy ciocia była w podbramkowej sytuacji, tata przepisał na ciocie nasz dom.
Miało to być chwilowe, by miała spokój z zawirowaniami majątkowymi, ale tak jakoś się złożyło że, chwila trwała ponad rok dłużej.
Gdy w końcu wyrwałem się myślom, podszedłem do szafy, wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować.
Po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, wziąłem wspólne zdjęcie z ojcem, włożyłem do kieszeni i spojrzałem na zegarek. 20:00.
Pójść, czy nie pójść do tych magazynów? Oto jest pytanie.
*Paul*
Nagle naszą wymianę zdań, przerwał pewien głos.
Jego głos.
- To was widziałem pod drzewem.
Mój brat zamarł.
- Widziałeś nas? - po tych słowach zwrócił się do mnie. - Przecież, nie miał mieć żadnych umiejętności...
- Wielkie dzięki. - chłopak wszedł mu w słowo. - Może nie jestem jakimś geniuszem, ale to nie powód by mówić że, jestem totalnym beztalenciem.
Jamie prychnął.
- A co potrafisz? - zignorowałem blondyna.
- Grać na gitarze, mam zespół... - już miałem mu przerwać, gdy powiedział coś czego się nie spodziewałem. - ..., umiem strzelać z łuku. Jestem z tego całkiem niezły.
- Świetnie. To się przyda. - odparłem.
- W sumie to o co wam chodzi? Pojawiacie się na ułamek sekundy, zostawiacie dziwne karteczki o dziwnych spotkaniach. W dziwnych miejscach. A na końcu pytacie mnie o dziwne rzeczy.
- Dobra, czas wyłożyć karty na stół. Znałem twojego ojca. - rzekłem.
Chłopak wyraźnie był zdziwiony.
- Nie zginął wcale na safari. - kontynuowałem. - Został zabity przez zablokowanego anioła. Złego anioła. Był to niefortunny wypadek. Tak jakby, Jeśli chcesz go pomścić, to mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. Pomożesz nam pokonać kobietę, która za tym stoi?
Alex zaczął się histerycznie śmiać.
- Bo wam uwierzę.
W mig spoważniał, kiedy dałem mu możliwość zobaczenia swoich skrzydeł i ich mocy.
- W chodzisz w to? - spytałem, kiedy chłopak się trochę otrząsnął.
- I jeszcze się pytasz? - odparł z entuzjazmem.
- Alexandrze. Znowu się spóźniłeś. - ciotka Meryl nie byłaby sobą, gdyby mi nie zwróciła uwagi.
- Wybacz ciociu. - odparłem potulnie i oparłem się o najbliższe drzewo, by zniknąć jej z pola widzenia.
Nagle na ułamek sekundy pojawili się obok mnie mężczyźni, po czym zniknęli.
To pewnie ze zmęczenia - próbowałem sobie wmówić.
I nim się spostrzegłem na mojej dłoni widniała mała kartka z napisem:
Stare magazyny 23:00
Coraz bardziej, to wszystko zaczęło mi się niepodobać.
Najpierw te zwidy, teraz kartka.Zamiast na stypę, skierowałem się do domu.
Potrzebowałem nieco czasu dla siebie.
Miałem tego wszystkiego dosyć.
Ostatnie pół roku, było dosyć męczące i trudne.
Dziwne osłabienia ojca, brak chęci leczenia z jego strony, a na końcu jego śmierć na safari, bo obsługa nie zabezpieczyła dobrze pojazdu.
W życiu uczuciowym mi też nie szło.
Mój sześcioletni związek rozpadł się z dnia na dzień i...
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
Ciotka Meryl.
No, będzie ciekawie.
- Alexander. Jak mogłeś? Najpierw to spóźnienie, teraz stypa. Zawiodłeś mnie. Czas nauczyć się odpowiedzialności. Już ze mną nie mieszkasz.
Nim udało mi się dojść do głosu, rozłączyła się.
Cholera.
Tak się kończy dobroć do drugiego człowieka.
Dwa lata temu, kiedy ciocia była w podbramkowej sytuacji, tata przepisał na ciocie nasz dom.
Miało to być chwilowe, by miała spokój z zawirowaniami majątkowymi, ale tak jakoś się złożyło że, chwila trwała ponad rok dłużej.
Gdy w końcu wyrwałem się myślom, podszedłem do szafy, wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować.
Po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, wziąłem wspólne zdjęcie z ojcem, włożyłem do kieszeni i spojrzałem na zegarek. 20:00.
Pójść, czy nie pójść do tych magazynów? Oto jest pytanie.
*Paul*
- A jeśli nie przyjdzie? - Jonathan popatrzył na mnie sceptycznie. - Nie mogłeś od razu podejść?
- Żeby zrobić widowisko i się ujawnić? - prychnął. - Za duże ryzyko.Nagle naszą wymianę zdań, przerwał pewien głos.
Jego głos.
- To was widziałem pod drzewem.
Mój brat zamarł.
- Widziałeś nas? - po tych słowach zwrócił się do mnie. - Przecież, nie miał mieć żadnych umiejętności...
- Wielkie dzięki. - chłopak wszedł mu w słowo. - Może nie jestem jakimś geniuszem, ale to nie powód by mówić że, jestem totalnym beztalenciem.
Jamie prychnął.
- A co potrafisz? - zignorowałem blondyna.
- Grać na gitarze, mam zespół... - już miałem mu przerwać, gdy powiedział coś czego się nie spodziewałem. - ..., umiem strzelać z łuku. Jestem z tego całkiem niezły.
- Świetnie. To się przyda. - odparłem.
- W sumie to o co wam chodzi? Pojawiacie się na ułamek sekundy, zostawiacie dziwne karteczki o dziwnych spotkaniach. W dziwnych miejscach. A na końcu pytacie mnie o dziwne rzeczy.
- Dobra, czas wyłożyć karty na stół. Znałem twojego ojca. - rzekłem.
Chłopak wyraźnie był zdziwiony.
- Nie zginął wcale na safari. - kontynuowałem. - Został zabity przez zablokowanego anioła. Złego anioła. Był to niefortunny wypadek. Tak jakby, Jeśli chcesz go pomścić, to mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. Pomożesz nam pokonać kobietę, która za tym stoi?
Alex zaczął się histerycznie śmiać.
- Bo wam uwierzę.
W mig spoważniał, kiedy dałem mu możliwość zobaczenia swoich skrzydeł i ich mocy.
- W chodzisz w to? - spytałem, kiedy chłopak się trochę otrząsnął.
- I jeszcze się pytasz? - odparł z entuzjazmem.
Komentarze
Prześlij komentarz