Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 4

Pearl

- I jak tam nasz nowy rekrut? - spytałam Paula, wchodząc do jego biura. - Ogarnięty?
Mój brat spojrzał na mnie z lekkim politowaniem.
- Co jest?
- Bądź dla niego łagodna...
-Elex z córeczką raczej dla niego takie nie będą. - przerwałam mu.
Anioł westchnął.
- Nie przeczę, ale nie chce żeby pierwszego dnia już uciekł. Już pora. Runy ochronne ma już nałożone, możecie działać.
- Runy? - zdziwiłam się. - Przecież ochrony przed magią będzie uczyć go Layla. Ja jestem od walki wręcz.
- To są trwałe runy. Będą na potem.
Skinęłam głową i wyszłam z pomieszczenia.
Gdy już dochodziłam do sali treningowej, zobaczyłam go z oddali.
Był wysokiej postawy, umięśniony, czarne włosy i... właśnie mocował się z guzikiem koszuli.
Westchnęłam ciężko.
Dlaczego on?
- Gotowy? - spytałam podchodząc.
Chłopak z ciekawością w swoich czekoladowych oczach, zmierzył mnie spojrzeniem.
- Prawie, tylko ten guzik.
Jednym ruchem wyrwałam mu go z ręki i zapięłam.
- Podczas walki nie będziesz miał czasu nawet na westchnięcie. - to mówiąc, wyminęłam go w drzwiach i wszedłam do środka, sięgając po łuk i podając go, gdy już znalazł się obok mnie.
- Masz. - odparłam wręczając mu broń. - Pokaż mi co potrafisz. - w międzyczasie wskazałam na jego cel po drugiej stronie sali.
Ku mojemu zdziwieniu, chłopak nie przestraszył się odległości dzielącej go od tarczy, tylko bezbłędnie strzelił w sam jej środek.
- Ładnie. - pochwaliłam go.
Alexander się tego nie spodziewał, ja również.
Jego mina zdradzała zaskoczenie.
- Umiesz z większych odległości? - spytałam niby od niechcenia.
- Niestety nie. - spochmurniał.
- Bez obaw nauczę cię. Strzelałeś kiedyś z półobrotu?

Paul

- Znalazłeś to? - do mojego biura wpadł mój brat. - Odkryłeś już powód dlaczego nas widział? Przecież nie miał.
- Wyluzuj. To akurat moja zasługa.
- Twoja? O czym ty gadasz? - był nieźle wkurzony.
- O tym gadam, że to mignięcie mu przed oczami spowodowało jego chęć poznania prawdy. Bez tego nie miałby motywacji przyjść na spotkanie.
Mój brat miał rządzę mordu wypisaną na twarzy.
- Nie mogłeś tego powiedzieć wcześniej? Po co ta gra?
- Bo tak. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - To nie pora na przepychanki. Zabawa się skończyła, a ja nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Nie zapomniałeś o czymś?
- Zwiady. - burknął, po czym zniknął za drzwiami, trzaskając nimi.

Elisabeth

- Na dzisiaj koniec. - po tych słowach moja córka przestała strzelać z kuszy do celu.
Gdy zniknęła w swoim pokoju, uśmiechnęłam się z satysfakcją do siebie.
Wszystko idzie zgodnie z planem.
Ci marni Strażnicy nawet nie spodziewają się jakie piekło im zgotowałam.
Moja córka  każdą godziną, jest coraz silniejszą i coraz bardziej niebezpieczną maszyną do zabijania.
Jutro się o tym przekonają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Susan powraca!!!

Ostatnio widzieliśmy ją, gdy jechała z Paulem na biwak w pierwszej części. Teraz z postaci epizodycznej, stanie się dosyć istotną postacią. Zostanie wtajemniczona w sprawę przez... A to zobaczycie wkrótce...

Zapowiedź 11 rozdziału

 Już dzisiaj wjeżdża nowy rozdział... Będzie się działo :) Kto na gifie? Zobaczycie :)

Rozdział 10

Jamie Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, obowiązkową książką do przeczytania była "Historia Strażników". Opisywała ona wszystko o nas. Narodziny pierwszego z nas. Jego genialne pomysły. Stworzenie run. Sposoby walki. Rodzaje wrogów. Inne światy. Opisywano je z dokładnością księgowej. Skąd ja wiem kto to... Eh... Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zabrakło jednego. Doliny Umarłych. Zaraz po wylądowaniu znalazłem się we... mgle. Gdzie nie spojrzę - tam ona jest. Wszędzie. Zaciskam rękę na broni i nasłuchuję idąc powoli przed siebie. Co prawda mam na sobie run Słuchu, jednak dookoła panuje cisza i na nic mi się on nie zdaje. Kat Ląduje w samym środku... W samym środku burzy piaskowej. Momentalnie do moich oczu wlatuję pełno piachu. Wiatr jest tak mocy że, wlatuje mi gdzie tylko może. Do uszu, nosa... Nagle wśród tego całego zamętu słyszę potężny huk. Fala uderzeniowa jest tak duża że, momentalnie lecę do tyłu. Jednak zamiast poczuć pod pleca...