Stoje na szpitalnym korytarzu i wpatruje się w leniwie przesuwające się wskazówki zegara.
Czas dłuży mi się niemiłosiernie, do momentu gdy słyszę TE słowa.
Proszę wejść.
Biorę głęboki oddech i zmuszam się, aby zrobić krok naprzód.
A może w tył?
Nagle niechciane wspomnienia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą.
Zaręczyny...
Impreza...
Mdłości...
Zaciskam mimowolnie pięści i znowu głęboko oddycham.
Nie dam rady, nie...
- Wszystko w porządku? - moją wewnętrzną walkę przerywa głos pielęgniarki.
Otrząsam się z letargu i kiwam głową.
Z westchnieniem wchodzę do sali i ją widzę.
Twarz w odcieniu porcelany ma mokrą od łez, a jej orzechowe oczy są wpatrzone w obskurny sufit.
A jej kruczoczarne włosy... już nie są takie jak kiedyś.
Zwariowałeś! - ganiam się w myślach.
Nagle coś ją rusza i nasze spojrzenia się spotykają.
Odwracam szybko wzrok, jednak nadal czuję jej wzrok na sobie.
- Ja... - zaczyna, jednak szybko urywa.
Po chwili, jakby zmienia zdanie i ponownie się odzywa.
- Bardzo mi przykro. Nie chciałam Cię zranić. Proszę... Wybacz mi.
Może i powinienem zmięknąć na te słowa, ale zbyt dobrze ją znałem.
Odwróciłem się gwałtownie i zgromiłem ją wzrokiem.
- Popełniłem błąd przychodząc tutaj. Nigdy Ci nie zapomnę tego co zrobiłaś. A chciałaś mnie zabić.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowiłem pójść w miejsce mojego pierwszego spotkania ze Strażnikami.
Gdy dochodziłem do magazynów, coś szarpnęło mną do tyłu i zaczęło za sobą wlec.
Byłem ze strachu jak szmaciana lalka.
Nagle coś mi się przypomniało.
Lekcje z Pearl.
Praktyka nie dotyczyła tylko samego łuku, ale również...
Przeniosłem swój cały ciężar da plecy i barki robiąc salto do tyłu.
Mój napastnik totalnie się tego nie spodziewał.
Wykorzystałem chwilę przewagi i dobyłem łuku.
Nim się spostrzegam leży martwy od...
Od uderzenia jakieś brunetki.
- Cześć, jestem Susan.
Jamie
- Susan? Co Ty tu robisz? - spytałem zszokowany. - Nie powinno cię być...
- Na ziemi? - przerwała mi.
- Ale co? Jak? - zacząłem się jąkać.
- A to akurat moja zasługa. - Nie dowierzałem własnemu słuchowi.
Jak to możliwe?
Kat wzruszyła ramionami.
- To wszystko przez twoją matkę. - spoważniała. - Przez to że, użyła krwi twojego ojca. Layla i John pomogli mi wrócić.
Położyła mi ostrożnie rękę na ramieniu.
- Spokojnie. Armia nie wróciła. Tylko ja jestem jakoś powiązana z twoim ojcem. A wracając do tematu... - spojrzała na moją obecną dziewczynę i Aleca. - Nie wiem jak to zrobiła, ale uratowała waszego młodzieńca.
Gdyby nie mój brat, który właśnie do nas dołączył, to nadal stałbym jak kołek bez słowa.
Paul
- Jeszcze raz. - poprosiłem.
Kat rozsiadła się wygodniej w fotelu i ze spokojem na twarzy skinęła głową.
- Dobrze. Tak więc, obudziłam się na tej samej polanie co odbyła się bitwa. Ułamek sekundy później zjawili się Layla i spółka. Przeszłam jakąś magiczną kontrole stanu technicznego, gdy mnie zaakceptowali ruszyliśmy na Ziemię. Mieli na radarze zablokowanego, a mnie nie mieli czasu odesłać.
Trafiliśmy na moment, kiedy to Susan powaliła Tranmana wlokącego Aleksandra. Tyle.
Zacząłem krążyć po pomieszczeniu.
- Dziwne. Coś musiało się zmienić.
- Co masz na myśli? -spytała widocznie zbita z tropu.
- Powinnaś nie żyć. Tym bardziej, że ojciec nie żyję. I jeszcze Susan...
- Może też jest Strażniczką z powołania tak jak ja? - zasugerowała.
- Tu się nic kupy nie trzyma. - nagle stanąłem ja wryty.
- Co się dzieję?
Alec.
Wystrzeliłem z gabinetu, nawet nie oglądając się za siebie.
Dziewczyna ruszyła za mną.
- Co jest? - spytał Jamie, widząc że biegne ku nim.
Gwałtownie zachamowałem, tak że Stewart na mnie wpadła.
- Opowiedz mi o ojcu. - zażądałem od chłopaka. - Jakie miał hobby, zbierał coś?
Mój brat i sam zainteresowany spojrzeli na mnie jak na kretyna.
- Zbierał znaczki, monety... Raz mnie pobito za to, że zabrałem mu kolekcję piór. To było zaraz po tym jak Rose chciała mnie zabić i...
- Czekaj, zwrot. - Jamie powstrzymał go od dalszego mówienia. - Pióra? Rose? O co chodzi?
- Twój ojciec polował i więził Anioły. - wyszeptałem. - To wiele tłumaczy...
Czas dłuży mi się niemiłosiernie, do momentu gdy słyszę TE słowa.
Proszę wejść.
Biorę głęboki oddech i zmuszam się, aby zrobić krok naprzód.
A może w tył?
Nagle niechciane wspomnienia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą.
Zaręczyny...
Impreza...
Mdłości...
Zaciskam mimowolnie pięści i znowu głęboko oddycham.
Nie dam rady, nie...
- Wszystko w porządku? - moją wewnętrzną walkę przerywa głos pielęgniarki.
Otrząsam się z letargu i kiwam głową.
Z westchnieniem wchodzę do sali i ją widzę.
Twarz w odcieniu porcelany ma mokrą od łez, a jej orzechowe oczy są wpatrzone w obskurny sufit.
A jej kruczoczarne włosy... już nie są takie jak kiedyś.
Zwariowałeś! - ganiam się w myślach.
Nagle coś ją rusza i nasze spojrzenia się spotykają.
Odwracam szybko wzrok, jednak nadal czuję jej wzrok na sobie.
- Ja... - zaczyna, jednak szybko urywa.
Po chwili, jakby zmienia zdanie i ponownie się odzywa.
- Bardzo mi przykro. Nie chciałam Cię zranić. Proszę... Wybacz mi.
Może i powinienem zmięknąć na te słowa, ale zbyt dobrze ją znałem.
Odwróciłem się gwałtownie i zgromiłem ją wzrokiem.
- Popełniłem błąd przychodząc tutaj. Nigdy Ci nie zapomnę tego co zrobiłaś. A chciałaś mnie zabić.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowiłem pójść w miejsce mojego pierwszego spotkania ze Strażnikami.
Gdy dochodziłem do magazynów, coś szarpnęło mną do tyłu i zaczęło za sobą wlec.
Byłem ze strachu jak szmaciana lalka.
Nagle coś mi się przypomniało.
Lekcje z Pearl.
Praktyka nie dotyczyła tylko samego łuku, ale również...
Przeniosłem swój cały ciężar da plecy i barki robiąc salto do tyłu.
Mój napastnik totalnie się tego nie spodziewał.
Wykorzystałem chwilę przewagi i dobyłem łuku.
Nim się spostrzegam leży martwy od...
Od uderzenia jakieś brunetki.
- Cześć, jestem Susan.
Jamie
- Susan? Co Ty tu robisz? - spytałem zszokowany. - Nie powinno cię być...
- Na ziemi? - przerwała mi.
- Ale co? Jak? - zacząłem się jąkać.
- A to akurat moja zasługa. - Nie dowierzałem własnemu słuchowi.
Jak to możliwe?
Kat wzruszyła ramionami.
- To wszystko przez twoją matkę. - spoważniała. - Przez to że, użyła krwi twojego ojca. Layla i John pomogli mi wrócić.
Położyła mi ostrożnie rękę na ramieniu.
- Spokojnie. Armia nie wróciła. Tylko ja jestem jakoś powiązana z twoim ojcem. A wracając do tematu... - spojrzała na moją obecną dziewczynę i Aleca. - Nie wiem jak to zrobiła, ale uratowała waszego młodzieńca.
Gdyby nie mój brat, który właśnie do nas dołączył, to nadal stałbym jak kołek bez słowa.
Paul
- Jeszcze raz. - poprosiłem.
Kat rozsiadła się wygodniej w fotelu i ze spokojem na twarzy skinęła głową.
- Dobrze. Tak więc, obudziłam się na tej samej polanie co odbyła się bitwa. Ułamek sekundy później zjawili się Layla i spółka. Przeszłam jakąś magiczną kontrole stanu technicznego, gdy mnie zaakceptowali ruszyliśmy na Ziemię. Mieli na radarze zablokowanego, a mnie nie mieli czasu odesłać.
Trafiliśmy na moment, kiedy to Susan powaliła Tranmana wlokącego Aleksandra. Tyle.
Zacząłem krążyć po pomieszczeniu.
- Dziwne. Coś musiało się zmienić.
- Co masz na myśli? -spytała widocznie zbita z tropu.
- Powinnaś nie żyć. Tym bardziej, że ojciec nie żyję. I jeszcze Susan...
- Może też jest Strażniczką z powołania tak jak ja? - zasugerowała.
- Tu się nic kupy nie trzyma. - nagle stanąłem ja wryty.
- Co się dzieję?
Alec.
Wystrzeliłem z gabinetu, nawet nie oglądając się za siebie.
Dziewczyna ruszyła za mną.
- Co jest? - spytał Jamie, widząc że biegne ku nim.
Gwałtownie zachamowałem, tak że Stewart na mnie wpadła.
- Opowiedz mi o ojcu. - zażądałem od chłopaka. - Jakie miał hobby, zbierał coś?
Mój brat i sam zainteresowany spojrzeli na mnie jak na kretyna.
- Zbierał znaczki, monety... Raz mnie pobito za to, że zabrałem mu kolekcję piór. To było zaraz po tym jak Rose chciała mnie zabić i...
- Czekaj, zwrot. - Jamie powstrzymał go od dalszego mówienia. - Pióra? Rose? O co chodzi?
- Twój ojciec polował i więził Anioły. - wyszeptałem. - To wiele tłumaczy...
Komentarze
Prześlij komentarz