Anioł unosi głowę znad biurka i patrzy na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Jakiego znowu ochotnika?
- Do Doliny Umarłych. - wbijam w niego wzrok i wcale nie zamierzam go odwrócić.
Ku mojemu zaskoczeniu ciemnowłosy wybucha głośnym śmiechem.
- Ty? - patrzy na mnie z rozbawieniem.
Tego, abym była w nastroju do żartów, nie można jednak o mnie powiedzieć.
Jestem w bojowym nastroju, nieugięta i nie zamierzam tego zmienić.
Nadal wpatruje się w niego bez mrugnięcia okiem.
- Bardzo śmieszne. - prycham, po czym podchodzę do niego bliżej i opieram się o blat biurka.
- Nawet jeśli mi nie pozwolisz, ja tam pójdę. - mój głos nieco łagodnieje, jednak nadal jest stanowczy. - Chociaż nie ukrywam, wole mieć twoje błogosławieństwo.
Podnosi się z krzesła i bacznie lustruje mnie wzrokiem.
- Ty to zamierzasz zrobić.
To nie było pytanie, to było stwierdzenie.
- Owszem. Nie zostawię go. Nie tym razem. Wiesz co wtedy czułam? Wtedy, gdy jego ciało pędziło w stronę tej cholernej przepaści?
Zerknęłam kątem oka na niego.
Twarz miał nieprzeniknioną.
- Myślę, że dobrze wiesz. - wyszeptałam. -To samo co ty.
- Skąd to możesz wiedzieć? - mruknął.
- A ty? - fuknęłam. - Jesteś aniołem. Jakim cudem nie prześwietliłeś Susan? To po co ci te moce, skoro z nich nie korzystasz? Zawsze się zasłaniałeś, że nie jesteś wszechmogący.
Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałabym martwa.
- Po co dostałeś te moce? - burknęłam. - Zawiodłam się na tobie.
Paul
- Zawiodłam się na tobie. - to powiedziawszy ulotniła się z mojego biura.
Miała rację.
Byłem do niczego.
Dosyć szybko podjąłem decyzję.
Dwie minuty później, już byłem w jej pokoju przyglądając się jak pakuje najpotrzebniejsze rzeczy.
Czyli broń i... broń.
- Jonathan przechodzi przez portal za 10 minut. Powiedz kiedy będziesz gotowa.
Kat spogląda na mnie ze zdziwieniem, jednak kiwa głową na znak, że się zgadza.
- Co się stało, że się zgodziłaś? - spytała mnie z zaciekawieniem, nadal się pakując.
- Powiedzmy, że uświadomiłem sobie jaki ze mnie dupek. - uśmiechnąłem się krzywo.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - do pokoju wchodzi mój brat. - Co ty robisz? - zwraca się do Kat.
Nim zdążę zareagować, szatynka mnie zaskakuje.
- Za pięć minut mam patrol. - nim dostaje jakąkolwiek odpowiedź, znika z pokoju.
Blondyn patrzy chwilę za nią, po czym się otrząsa i wraca spojrzeniem do mnie.
- Uważaj na nią. - po jego policzku przetacza się pojedyncza łza.
Kat
- Czy ja dobrze usłyszałem? - nagle w pokoju zjawia się Jonathan.
Na jego twarzy błąka się uśmiech, a w jego oczach widzę iskierkę wesołości.
- Powiedzmy, że uświadomiłem sobie jaki ze mnie dupek. - jego brat próbuje podtrzymać wesołą atmosferę, ale ja widzę, że coś w nim pęka.
- Co ty robisz? - czuje na sobie wzrok blondyna.
Mówię pierwszą lepszą ścieme i znikam, nim dostrzegli by moje łzy, które lecą mi ciurkiem po twarzy.
Biegnę do starej kotłowni, gdzie ma być otworzony portal i kryję się w cieniu.
Jakąś minutę później rozlega się odgłos kroków.
Przylegam bardziej do ściany i wstrzymuję oddech.
- Jesteś pewny? - tuż przy moim uchu rozlega się głos bruneta. - Coś wymyślimy. Elisabeth nie musi jej dowodzić.
- To już jest nawet nieistotne. Matka czy nie. Tak, czy siak jej szef jest naszym wrogiem. Jestem to winny...
- Komu? - przerywa mu Paul. - Bo nie mi. Wszyscy daliśmy się oszukać.
- Kat. - szepczę, po czym w słabym świetle żarówki widzę jego łzy. - Zajmij się nią. Obiecaj mi to.
Nastaję niezręczna cisza, przerywana miejscami cichym łkaniem.
Anioł kiwa głową na tak i widząc, że raczej nic już nie wskóra, otwiera portal.
Napinam mięśnie i przygotowuje się do biegu.
Miłość mojego życia podchodzi do spirali i ostatni raz spogląda w moim kierunku.
Jego wzrok jest tak intensywny, że przez chwilę boję się, że mnie widzi.
Szybko jednak obraca głowę i sekundę później znika w portalu.
Opuszczam moją kryjówkę i zerkam na mojego kompana.
- Przykro mi, że złamiesz obietnicę.
Nim zdąży zrobić cokolwiek, wbiegam do portalu.
Elisabeth
Jak to się stało, że mnie znalazł?
To i wiele innych pytań chodziło mi wciąż po głowię.
Jak on sobie poradził z Alice?
Olivier Brexton.
Mój przyrodni, irytujący brat.
Zawsze pierwszy, zawsze lepszy.
Miał bzika na punkcie mocy.
Może to to?
Może ona sprawiła że, zrobił takie wejście smoka.
Na pojedynku magów to ja go pokonałam...
Coś tu nie gra i muszę sprawdzić co to.
Susan
Gdy zniknęłam z biura Paul'a teleportowałam się prosto do biura mojej szefowej.
- W końcu jesteś. - jej szczupła postać stoi do mnie plecami i wpatruje się w widok za oknem.
A jest na co patrzyć.
Za panoramicznym oknem rozpościera się przepiękny widok.
Strefa wulkaniczna.
Pełno aktywnych wulkanów.
- Czego się dowiedziałaś Siren? - Nancy Louis wreszcie odwraca się do mnie przodem.
- Wole Susan. - bąknęłam.
Rudowłosa zgromiła mnie wzrokiem.
- Twoja misja się już skończyła Siren. - odparła chłodno, jednak robiąc nacisk na ostatnie słowo. - Opowiedz mi wszystko od początku.
To był dwa dwa i pół roku temu.
Zaczaiłam się na niego w parku.
Dwa tygodnie obserwacji wystarczyły, abym już z grubsza znała jego plan tygodnia.
Miał akurat swój poranny joging.
I wtedy niby to przypadkiem wpadłam na niego z kawą.
Miał bezcenną minę.
Od razu zaczęłam go przepraszać i na wszelki wypadek użyłam wpływu.
Na następny dzień miałam już go w garści.
Sam mnie zaprosił na kawę i jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą.
Dopiero po pół roku coś zaczęło się dziać, mianowicie napadły nas Tranmany.
To była dobra okazja, aby oderwać się od tego Strażnika i powęszyć głębiej.
Dzięki temu wpływowi dla jego świata umarłam.
To dlatego wtedy poprosiłam ciebie o przeniesienie do ciała Diany.
Na wypadek, jakby zechciałoby im się mnie ożywić.
I to się przydało, ale o tym potem.
Gdy byłam Dianą wydarzyło się dużo ciekawych rzeczy.
Hemingway abdykował z rady na rzecz Sophi, która zaręczyła się z Paulem Elexem, który jak się później okazało był przez krótki czas ostatnim wolnym Aniołem.
Potem ona okazała się zdrajczynią pracującą dla Joe - ojca Paula.
Chyba nie muszę ci mówić o bitwie na Wielkich Polach i o nowej maszynie do zabijania Strażników.
Ale jedno musisz wiedzieć.
Córka nocy żyje.
- Katherine Stewart żyje? - Nancy była wyraźnie zaskoczona. -To zmienia wiele. Drzemie w niej ogromna siła.
- Jakiego znowu ochotnika?
- Do Doliny Umarłych. - wbijam w niego wzrok i wcale nie zamierzam go odwrócić.
Ku mojemu zaskoczeniu ciemnowłosy wybucha głośnym śmiechem.
- Ty? - patrzy na mnie z rozbawieniem.
Tego, abym była w nastroju do żartów, nie można jednak o mnie powiedzieć.
Jestem w bojowym nastroju, nieugięta i nie zamierzam tego zmienić.
Nadal wpatruje się w niego bez mrugnięcia okiem.
- Bardzo śmieszne. - prycham, po czym podchodzę do niego bliżej i opieram się o blat biurka.
- Nawet jeśli mi nie pozwolisz, ja tam pójdę. - mój głos nieco łagodnieje, jednak nadal jest stanowczy. - Chociaż nie ukrywam, wole mieć twoje błogosławieństwo.
Podnosi się z krzesła i bacznie lustruje mnie wzrokiem.
- Ty to zamierzasz zrobić.
To nie było pytanie, to było stwierdzenie.
- Owszem. Nie zostawię go. Nie tym razem. Wiesz co wtedy czułam? Wtedy, gdy jego ciało pędziło w stronę tej cholernej przepaści?
Zerknęłam kątem oka na niego.
Twarz miał nieprzeniknioną.
- Myślę, że dobrze wiesz. - wyszeptałam. -To samo co ty.
- Skąd to możesz wiedzieć? - mruknął.
- A ty? - fuknęłam. - Jesteś aniołem. Jakim cudem nie prześwietliłeś Susan? To po co ci te moce, skoro z nich nie korzystasz? Zawsze się zasłaniałeś, że nie jesteś wszechmogący.
Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałabym martwa.
- Po co dostałeś te moce? - burknęłam. - Zawiodłam się na tobie.
Paul
- Zawiodłam się na tobie. - to powiedziawszy ulotniła się z mojego biura.
Miała rację.
Byłem do niczego.
Dosyć szybko podjąłem decyzję.
Dwie minuty później, już byłem w jej pokoju przyglądając się jak pakuje najpotrzebniejsze rzeczy.
Czyli broń i... broń.
- Jonathan przechodzi przez portal za 10 minut. Powiedz kiedy będziesz gotowa.
Kat spogląda na mnie ze zdziwieniem, jednak kiwa głową na znak, że się zgadza.
- Co się stało, że się zgodziłaś? - spytała mnie z zaciekawieniem, nadal się pakując.
- Powiedzmy, że uświadomiłem sobie jaki ze mnie dupek. - uśmiechnąłem się krzywo.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - do pokoju wchodzi mój brat. - Co ty robisz? - zwraca się do Kat.
Nim zdążę zareagować, szatynka mnie zaskakuje.
- Za pięć minut mam patrol. - nim dostaje jakąkolwiek odpowiedź, znika z pokoju.
Blondyn patrzy chwilę za nią, po czym się otrząsa i wraca spojrzeniem do mnie.
- Uważaj na nią. - po jego policzku przetacza się pojedyncza łza.
Kat
- Czy ja dobrze usłyszałem? - nagle w pokoju zjawia się Jonathan.
Na jego twarzy błąka się uśmiech, a w jego oczach widzę iskierkę wesołości.
- Powiedzmy, że uświadomiłem sobie jaki ze mnie dupek. - jego brat próbuje podtrzymać wesołą atmosferę, ale ja widzę, że coś w nim pęka.
- Co ty robisz? - czuje na sobie wzrok blondyna.
Mówię pierwszą lepszą ścieme i znikam, nim dostrzegli by moje łzy, które lecą mi ciurkiem po twarzy.
Biegnę do starej kotłowni, gdzie ma być otworzony portal i kryję się w cieniu.
Jakąś minutę później rozlega się odgłos kroków.
Przylegam bardziej do ściany i wstrzymuję oddech.
- Jesteś pewny? - tuż przy moim uchu rozlega się głos bruneta. - Coś wymyślimy. Elisabeth nie musi jej dowodzić.
- To już jest nawet nieistotne. Matka czy nie. Tak, czy siak jej szef jest naszym wrogiem. Jestem to winny...
- Komu? - przerywa mu Paul. - Bo nie mi. Wszyscy daliśmy się oszukać.
- Kat. - szepczę, po czym w słabym świetle żarówki widzę jego łzy. - Zajmij się nią. Obiecaj mi to.
Nastaję niezręczna cisza, przerywana miejscami cichym łkaniem.
Anioł kiwa głową na tak i widząc, że raczej nic już nie wskóra, otwiera portal.
Napinam mięśnie i przygotowuje się do biegu.
Miłość mojego życia podchodzi do spirali i ostatni raz spogląda w moim kierunku.
Jego wzrok jest tak intensywny, że przez chwilę boję się, że mnie widzi.
Szybko jednak obraca głowę i sekundę później znika w portalu.
Opuszczam moją kryjówkę i zerkam na mojego kompana.
- Przykro mi, że złamiesz obietnicę.
Nim zdąży zrobić cokolwiek, wbiegam do portalu.
Elisabeth
Jak to się stało, że mnie znalazł?
To i wiele innych pytań chodziło mi wciąż po głowię.
Jak on sobie poradził z Alice?
Olivier Brexton.
Mój przyrodni, irytujący brat.
Zawsze pierwszy, zawsze lepszy.
Miał bzika na punkcie mocy.
Może to to?
Może ona sprawiła że, zrobił takie wejście smoka.
Na pojedynku magów to ja go pokonałam...
Coś tu nie gra i muszę sprawdzić co to.
Susan
Gdy zniknęłam z biura Paul'a teleportowałam się prosto do biura mojej szefowej.
- W końcu jesteś. - jej szczupła postać stoi do mnie plecami i wpatruje się w widok za oknem.
A jest na co patrzyć.
Za panoramicznym oknem rozpościera się przepiękny widok.
Strefa wulkaniczna.
Pełno aktywnych wulkanów.
- Czego się dowiedziałaś Siren? - Nancy Louis wreszcie odwraca się do mnie przodem.
- Wole Susan. - bąknęłam.
Rudowłosa zgromiła mnie wzrokiem.
- Twoja misja się już skończyła Siren. - odparła chłodno, jednak robiąc nacisk na ostatnie słowo. - Opowiedz mi wszystko od początku.
To był dwa dwa i pół roku temu.
Zaczaiłam się na niego w parku.
Dwa tygodnie obserwacji wystarczyły, abym już z grubsza znała jego plan tygodnia.
Miał akurat swój poranny joging.
I wtedy niby to przypadkiem wpadłam na niego z kawą.
Miał bezcenną minę.
Od razu zaczęłam go przepraszać i na wszelki wypadek użyłam wpływu.
Na następny dzień miałam już go w garści.
Sam mnie zaprosił na kawę i jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą.
Dopiero po pół roku coś zaczęło się dziać, mianowicie napadły nas Tranmany.
To była dobra okazja, aby oderwać się od tego Strażnika i powęszyć głębiej.
Dzięki temu wpływowi dla jego świata umarłam.
To dlatego wtedy poprosiłam ciebie o przeniesienie do ciała Diany.
Na wypadek, jakby zechciałoby im się mnie ożywić.
I to się przydało, ale o tym potem.
Gdy byłam Dianą wydarzyło się dużo ciekawych rzeczy.
Hemingway abdykował z rady na rzecz Sophi, która zaręczyła się z Paulem Elexem, który jak się później okazało był przez krótki czas ostatnim wolnym Aniołem.
Potem ona okazała się zdrajczynią pracującą dla Joe - ojca Paula.
Chyba nie muszę ci mówić o bitwie na Wielkich Polach i o nowej maszynie do zabijania Strażników.
Ale jedno musisz wiedzieć.
Córka nocy żyje.
- Katherine Stewart żyje? - Nancy była wyraźnie zaskoczona. -To zmienia wiele. Drzemie w niej ogromna siła.
Komentarze
Prześlij komentarz